MaciekP pisze:Rozumiem, że ten skałkowiec ma odpowiednio nagwintowaną lufę pod końcówkę do rakietek?
A po co jakies koncowki ?
Kolega wrzuca rakietke w lufe, calkiem dlugasna rakietke conajmniej 5 cm. i ognia
Fajne efekty daje tez strzelanie petardami Leca daleko i gdzies tam robia glosne bum
W czasie imprezy XVII-wiecznej obrońcy umocnień polowych oprócz 2 (3? nie pamiętam a stałem tuż za jedną ) armat mieli kilka muszkietów. Większość długiej palnej lontowej było wśród atakujących. Aby zrobić więcej huku i dymu były 2 derringery ładowane hukowo. Nie było ich widać dla publiczności a strzelając "zza ścianki" dawały efekt strzału prawie jak z muszkietu. No ale po pierwszych strzałach nic już nie było widać, tak więc dla publiki był to kolejny huk i dym.
Ciekawym pomysłem lubelskim było strzelanie z piszczeli koreczkami śledziowymi do ściany. Ponoć ciekawe wzory wychodziły... Ale to był chyba 1997 rok i sylwester. Znam to z opowieści.
Pozdrawiam!
Ad cpt. Nemo - to są typowe rakietki, średnica ok. 15 mm, duży kaliber musi mieć ten skałkowiec; petardami też da się strzelać z mojego hukowca.
Ad Mincerz - piszę się na strzelanie hukowe z Derringerka, przy najbliższej okazji wypróbuję na strzelnicy ten wynalazek.
Na razie informacja tylko techniczna. Rusznikarz pięknie mi wyprowadził koronę lufy i uregulował spust, żeby nie był zbyt twardy. Niestety okazało się, że pod puknięciem korony gwint, czyli pola, z jednej strony dość mocno zjechany. Nie wiem, czy tak jest na całej długości lufy, ale u wylotu z pewnością (chyba poprzedni właściciel strzelał kulami stalowymi, bo zaołowienie to nie jest?). Tak czy owak z tym raczej już nic się nie da zrobić, a i nie mam takiego zamiaru, bo tarczówką to on nigdy nie będzie, tylko piękną zabawką na dystansie ok. 3 m. W przyszłym tygodniu wyskakuję na strzelnicę i zobaczę, co on może po naprawach. Niezależnie od tego pozostałoby tylko dorobienie sławetnej blaszki pod klin lufy. I można mnie zapraszać na hukowe czy kulowe popisy.
Dopisek po kilku dniach. Wobec mojego braku cierpliwości w wecowaniu mosiądzu Kol. George mi dopiłował tę cholerną blaszkę i chwała mu za to, pasowała niemal jak ulał, parę moich ruchów iglaczkiem i już. Teraz to ja już jestem gość ze swoim Derringerkiem.
Dopisek do dopisku. Na "żółtym" ("beżowym"?) forum walenie piany w trzech tematach: np. o zrzeszaniu się, przymiarkach do nowej ustawy i co robić. Na to odpowiadam niezmiennie: spuścić majtki i tak chodzić. A poważniej - coś za mało aktywności tutaj. Gdy się ktoś zarejestrował, to powinien ciągnąć swoje tematy i podrzucać nowe. Niby nie obowiązek, ale przyzwoitość...
MaciekP pisze: Na "żółtym" ("beżowym"?) forum walenie piany w trzech tematach: np. o zrzeszaniu się, przymiarkach do nowej ustawy i co robić. . . . Gdy się ktoś zarejestrował, to powinien ciągnąć swoje tematy i podrzucać nowe. Niby nie obowiązek, ale przyzwoitość...
MaciekP pisze:Teraz to ja już jestem gość ze swoim Derringerkiem.
Wczoraj miałem w ręce replikę i jestem skłonny kupić 'toto' Czy ma Ktoś może przegląd cenowy ? Bo cena w sklepie była około 460 zł przy kalibrze 41. co mnie nie cieszy specjalnie
.
PS. A co do charakteru dyskusji na "żóltym' - podzielam krytyczną opinię i sam dzwonić jajami na puszczy nie zamierzam.
Ad Punio: jeśli kot chce walić konia, to ma pełne prawo w demokratycznym, podobno, ustroju, ale gdyby koń chciał walić kota, to też jego wola; chwilowo nie rozwijam tego tematu ze względu na obyczajność katolickiego kraju.
Ad Andree: ja o cenach za Derringera chyba nie pisałem (ale może nie pamiętam, bo taaaki upał), w każdym razie w polskich sklepach faktycznie nie są zachęcające; za swojego używanego .44, w marnym stanie, z niemieckiego rynku, zapłaciłem u kolegi 200 zł; plus naprawa korony lufy i spustu u rusznikarza oraz piwa wypite ze względu na ogólne wkurwienie się przy czyszczeniu - niech będzie razem 300, to i tak niedrogo, a ile zabawy!
Ostatnio zmieniony śr 13.cze.2007 - 17:09 przez MaciekP, łącznie zmieniany 1 raz.
Nielicznych Kolegów (w tym i podśmiechujkowiczów) zainteresowanych moim strzelaniem z naprawionego Derringera odsyłam do tematu "lefoszek", gdzie z rozpędu sprawozdałem swoje wyniki strzeleckie, za co przepraszam.
Ludność tubylcza zmęczona upałami, a MaciekP odsyła ją do przeszukiwania innych tematów. To i ulitował sie ja i wkleił zdjecie tarczy z wynikami i tutaj.
Może coś mądrego sie komu nasunie na myśl. Ja tak sobie myślę, że mimo, iż lufa Derringera ma 7,5 cm, czyli po załadunku jakieś 5 cm przewodu, a zatem przy tej energii spoko powinien być skuteczny na 10 m. Proponuję postrzelać na tym dystansie i dopiero ocenić skupienie. jeśli nadal będzie bił w lewo, to należy przesunąć muszkę. Jeśli zaś bedzie siał po tarczy, to chyba wina gwintu.
George pisze:..... Proponuję postrzelać na tym dystansie i dopiero ocenić skupienie. jeśli nadal będzie bił w lewo, to należy przesunąć muszkę. Jeśli zaś bedzie siał po tarczy, to chyba wina gwintu.
Ależ to strzeladło nie ma żadnych przyrządów celowniczych ! Obejrzałem dokładnie, bo mam zamiar w lipcu kupić.
Andree, mój ma i muszkę, i szczerbinkę, ale pochodzi ze starej, dobrej produkcji Ardesy. Dzisiejsze Derringery ardesowskie nie mają szczerbinki, a muszka w zaniku, no i lufa krótsza od mojego o 2,5 cm.
Podymiłem dziś nieco z Derringerka. Obniżenie naważek z 1,5 grama do 1,0 poprawiło celność. Dystans, jak zwykle, 3-4 m. Kula 11,1 mm bez flejtucha, przybitka filcowa ok. 3 mm. Dwie sesje po 13 strzałów. Wynik: 21 w czarnym, w tym jedna naciągana dycha i kilka dziewiątek. Dalej on jest "lewicowy"; gdzie by mierzył, większość po lewej stronie. Widać, w odróżnieniu od właściciela - "czerwony". Spróbowałem raz czy dwa bez przybitki a z posmarowanym flejtuchem z inletu (0,18 mm) - porażka: raz, że spore młotkowanie, dwa, że słaba celność. Spróbuję następnym razem z cieniutkim flejtuchem jedwabnym. Ale chyba przy moich umiejętnościach strzeleckich więcej już z tego pistoleciku nie wyduszę. Rozglądam się za następnym nietypowym pistolcem.