Stalowa rurka o odpowiedniej średnicy osadzona w drewnianej podstawie. Na rurkę kładłem kulę .454.Kulę wraz z rurką owijałem nieco wilgotnym papierem. Sklejałem jego brzeg i odkładałem na deskę z otworkami kulą na duł do czasu wyschnięcia tutki. Gdy wykonałem wszystkie tutki czekałem aż wyschną. Po wyschnięciu brałem po kolei tutki i wkładałem je pod lejek osadzony na laboratoryjnym statywie i wsypywałem do nich przez niego odmierzoną objętościowo za pomocą przyciętej łuski porcję podsuszonej kaszki mammy.Po wypełnieniu wszystkich tutek kaszką wkładałem do nich papierowy krążek który zapobiegał mieszaniu się prochu z kaszką.Po włożeniu do wszystkich tutek krążków papieru ponownie każdą tutkę nakładałem na lejek i przez niego wsypywałem odważoną porcję prochu.Gdy wszystkie tutki wypełniłem prochem smarowałem ich górną krawędź klejem i nakładałem na nią kwadracik z cienkiej papierowej chusteczki do nosa. Jej brzegi zaginałem na posmarowana klejem krawędź tutki.
Kiedyś wystrzeliłem ładując takimi patronami sześć bębenków i nie miałem żadnego niewypału.Przyznać muszę że zostawało w komorach sporo resztek papieru.Przed trzecim ładowaniem musiałem wyciągnąć z komór w bębnie resztki niespalonych tutek. Takie patrony przypominają nieco te robione do karabiny Sharps-a.
Miałem za to niewypały gdy robiłem patrony tak jak to było pokazane na zdjęciach w tym artykule czyli robiąc dłuższe i zawijając niewypełnioną część tutki na bok patrona. Komory odpaliły od pierwszego kapiszona po tym jak przebiłem papier wtykając przez kominek igłę. Po prostu papier był zbyt gruby.Z chusteczką impuls ogniowy nie mniał zadnego problemu.
Przy ładowaniu część papieru która okrywała przednią część kuli odrywała się id niej i wystarczyło ją zdmuchnąć.
Co ciekawe zauważyłem że strzały oddawane z tych partonów były zauważalnie silniejsze niż ładując rewolwer normalnie.Przyczyna tego okazało się to że papier w trakcie strzału przesuwa się do przodu i wypełnia szczelinę miedzy bębenkiem i lufą.Ta część papieru powodowała później utrudnione obracanie bębenka. "Waldek" się tym jakoś specjalnie nie przejmował.Wystarczyło nieco mocniej pociągnąć za kurek. Jednak w mniejszych rewolwerach mógłby być z tym problem.
Nie spostrzegłem również aby strzały oddane z rewolweru załadowanego papierowymi patronami były mniej celne od zwykłych.
Generalnie bardzo dobrze oceniam papierowe patrony. Spróbuję jeszcze w przyszłości zastosować oddzielnie proch w papierowej tutce - tulejce i osobno na nią ładowany pocisk REAL. Papierowe patrony są jak najbardziej historyczne. W wspomnianym przeze mnie artykule jest zdjęcie drewnianego klocka który służył do przechowywania takich patronów.Klocek jest oryginalny z epoki,oklejony odpowiednimi naklejkami.
Produkcja owych patronów idzie szybko i sprawnie. Generalnie przydałby się do niej objętościowy półautomatyczny dozownik taki jaki produkuje np. firma Lee. Z papierem moczonym w azotanie potasu nie eksperymentowałem. Spróbuję jeszcze zastosować papier nitrowany (w mieszaninie nitrującej). Przyznać muszę że na ten patent nie wpadłem. Nitrocelulozę robiłem jeszcze będąc w podstawówce i niestraszne mi bełkotanie pseudo chemików co to nie widzieli kwasu azotowego na oczy. A to o samozapłonie i wybuchu - o mało ze śmiechu nie umarłem.
