Nie lekceważyłbym inteligencji naszych przodków. Nie znali teoretycznej fizyki ani wyższej matematyki ale posiadali wyostrzony zmysł obserwacji i zadziwiająco zręczne ręce. Nowoczesna teoria sprężystości rozwinęła się w końcu XIX wieku ale prawo Hooke'a zostało opublikowano już w roku 1679. Dla płatnerzy kontakt ze sprężystym metalem był codziennością. Rusznikarze z praktycznym zastosowaniem sprężystości mieli do czynienia „od zawsze”, ponieważ sprężyny występowały nawet w broni lontowej. W zamkach kołowych i skałkowych było ich po kilka. Kształt historycznych sprężyn wskazuje że rusznikarze dobrze rozumieli rozkład naprężeń. Nawet jeżeli była to zazdrośnie strzeżona wiedza empiryczna to wystarczała do tworzenia funkcjonalnej broni.Czarnowidz pisze: pn 13.maja.2024 - 22:27 Każde ciało jest w jakimś stopniu elastyczne i polega odkształceniom pod wpływem różnych [..]
Odnoszę wrażenie że twórcy pierwszych konstrukcji broni odtylcowej zapominali o tej zasadzie.
Problem uszczelnienia złącza komora-lufa był nieodłącznie związany z bronią odtylcową. W średniowiecznym folgierzu można go było zignorować. W broni ręcznej już nie, ponieważ wydobywające się gazy przeszkadzały a czasem zagrażały strzelcowi. Najprostszym sposobem realizacji szczeliny było zapewnienie możliwie ścisłego kontaktu komory z lufą z ewentualnym statycznym ich dociskiem. Dynamicznego przyrostu szczeliny przy strzale nie potrafiono jednak w epoce ani zmierzyć ani obliczyć. Pozostawała tylko uważna obserwacja efektów.
Sądzę że przynajmniej niektórzy wynalazcy rozumieli charakter zjawiska i szukali środków zaradczych. Rozwój konstrukcji ilustruje uczenie się na błędach. Tak np. zwiększanie sztywności konstrukcji i wstępny docisk przeciwdziałający ciśnieniu gazów - np. karabinek Starra - okazało się półśrodkiem (o karabinku Starra pisano tutaj: viewtopic.php?t=6623). W karabinach odtylcowych Coopera, wyposażonych w ruchomą komorę, próbowano uszczelnienia o schemacie jak u Langa (viewtopic.php?t=7876). Stożkowe złącze dociskano z wielką siłą poprzecznym klinem. Tutaj z komorą otwartą:

Przesunięcie dźwigni klinującej w prawo najpierw plasowało komorę w osi lufy a potem dociskało ją w przód do dopasowanego stożkowego gniazda. Skos z tyłu komory, poddany działaniu dźwigni, ma niewielkie nachylenie, co daje wielką siłę docisku:

W praktyce nawet w takim systemie nie udawało się uzyskać absolutnej szczelności. Wiele eksperymentalnych konstrukcji, nieraz interesujących i pomysłowych, nie sprawdziło się technicznie i/albo komercyjnie i odeszło w zapomnienie.
Weźmy takiego Christiana Sharpsa. Zaczął od skonstruowania legendarnego karabinu na papierowe patrony, produkowanego masowo w okresie Wojny Secesyjnej. Swój karabin opatentował w roku 1848 ale pięć lat później poróżnił się z producentem swoich karabinów: Sharps Rifle Manufacturing Co. i definitywnie rozstał z tą firmą. Dalszy rozwój karabinów Sharpsa odbywał się więc bez Christiana Sharpsa. Sam Sharps założył w międzyczasie nową spółkę: C. Sharps & Co., w której próbował czegoś innego.
Sharps zapewne przeczuwał że statyczne metody uszczelnienia połączenia lufy z komorą metodą styku "metal na metal” są ślepą uliczką. Potrzebny był jakiś system uszczelnienia dynamicznego. W efekcie poszedł tą samą drogą co Burnside i Maynard - pomyślał o mosiężnych gilzach. Już w roku 1856 produkował śliczny, kapiszonowy karabin kalibru .36". Miał on także zamek poprzeczno-suwliwy systemu Sharpsa ale używał wyłącznie amunicji w mosiężnych gilzach z kryzą i otworem zapłonowym w dnie. Trochę to przypominało Maynarda. Jak widać Sharps, człowiek z otwartą głową, potrafił krytycznie ocenić własną, wcześniejszą konstrukcję i odejść od niej na dekadę przed zakończeniem komercyjnej produkcji.
Trudny charakter Sharpsa i brak żyłki do biznesu sprawił że ten piękny i zgrabny karabin nie odniósł sukcesu. Wytworzono go jednak jakieś pół tysiąca sztuk. Prawdziwy epokowy, seryjny, kapiszonowy Sharps na gilzy! Jak to porównać z jednostkową konwersją wsteczną nabojowego Sharpsa - protoplasty {?} całego plemienia tzw. Saguaro Sharpsów?