Derringer i inne takie
Wyjaśniła się sprawa, z jakiego kalibru został zastrzelony Lincoln. Okazuje się, że wszyscy mieli rację. Kolega Jarek, czarnoprochowiec z Lublina, podesłał mi amerykańskiego linka, z którego wynika, że morderca strzelał, niemal z przyłożenia, z derringera kaliber .44, ale kulą .41. A to ci ciekawostka historyczna!
Derringer Philadelphia .44 (ze stukniętą koroną lufy i zapieczonym kominkiem) był dziś przeze mnie po raz pierwszy strzelany: naważka 1,5, przybitka filcowa ok. 3 mm, kula .44. Na 5 metrze kula ma już opad zerowy, ale z ok. 2 m można trafić w cel wielkości balonika. Jak ktoś ma lepsze wyniki, chętnie posłucham.
Gdy strzelam na prosto, to kula po 5 metrach ląduje w ziemi, czyli dla "danego" terenu na poziomie zero. Ale już wiem, co to jest: ze zbitego kominka potrafi się po załadowaniu lufy proch wysypywać jakby do tyłu i kompresja jest rozmaita. Jaśniej nie umiem tego powiedzieć. W każdym razie kominek do wymiany, a wpierw do odpieczenia, a jeszcze bardziej wpierw mocny kluczyk kominkowy lub cążki po odpiekaniu.
Ba, cyfrówki nie mam. Niech Tomek da, pięknie proszę, bo od Niego ten sprzęt, co mnie z początku wkurzył niemożebnie, a teraz coraz bardziej leje miód na moje rany... Zaraz, to ja mam jakieś rany? No tak, w zawodach nie startuję i nie lubię emancypantek, sawantek i, jak im tam jeszcze, feministek, co najlepiej się oczywiście czują w męskim towarzystwie, które to męskie towarzystwo te biedne kobiety pouczają, ganią, instruują etc.