Na wstępie pragnę przeprosić za jakość zdjęć. Robione telefonem.
Mirku, fotki nie wyświetlają się w Twoim poście.

No i zabrakło dwóch zdjęć.
No ale trudno.
Na początek napiszę jak ja robię papierowe patrony. Niestety ale patrony o jakich można przeczytać na iwebie czy w artykule MarkaP w magazynie "Strzał" o karabinie Sharpsa maja niestety istotną wadę. Otóż nie podpierają one pocisku w dennej jego części. Zauważyłem to po wyjęciu tak wystrzelonych pocisków z kulochwytu na strzelnicy. Wyraźnie było widać że ślady po gwintach lufy są nierówno odciśnięte na obwodzie pierścieni na pociskach oraz na poszczególnych pierścieniach na tej samej stronie. Świadczyło to o tym że pocisk jest skośnie wciskany w stożek przejściowy lufy a jego dno nie jest właściwie podpierane. Co ciekawe tego problemu nie było gdy stosowałem gilzy metalowe co również było widać na tarczy. Wiem że taka konstrukcja patrona iwebowego ma na celu sprawienie by jak największa część papieru z gilzy uległa spaleniu. Oczywiście cały papier nigdy się nie spala i są z tym kolejne problemy. Jest to spowodowane chociażby tym że papier nie spala się w miejscu gdzie był klejony itp. Zawsze jakaś część go zostaje. Niestety ale amunicja w papierowej gilzie nigdy nie będzie substytutem amunicji bezłuskowej. To nie ta zasada działania. Resztki papieru trzeba z lufy jakoś wydobyć. Wyciąga się je pincetą, niektórzy wydmuchują je ustnikiem od fajki, inni szczotkują komorę nabojową szczotka na krótkim wyciorze itp. Ogólnie jest to dość uciążliwe i zabiera czas. By ograniczyć ilość wspomnianych resztek papieru w lufie "wynalazcy" iwebowych patronów wymyślili sobie że patron ma być z jak najcieńszego papieru i tego papieru ma być jak najmniej - najlepiej sklejony z jednej warstwy.
Efektem owego dążenia do ograniczenia ilości resztek papieru przez użycie jego jak najmniejszej ilości było stworzenie bardzo delikatnego patrona łatwo ulegającego uszkodzeniom w czasie transportu oraz niezapewniającego odpowiedniego centrowania pocisku przed jego wejściem w stożek przejściowy lufy.
Po dokładnym przeanalizowaniu powyższych faktów doszedłem do wniosku że iwebowe podejście do patronów do Sharpsa jest błędne i że jest to droga donikąd a jej efektem jest niecelna amunicja niezapewniająca uszczelnienia karabinu i pozostawiająca w komorze nabojowej resztki które trudno usunąć.
W związku z tym postanowiłem podejść do tematu z drugiej strony i dokonać klasycznej "ucieczki do przodu". Zamiast ograniczać ilość papieru wręcz przeciwnie postanowiłem go dodać. Efektem tego było to że po otwarciu zamka w komorze pozostawało spora papieru ale za to ten papier miał tą cenną zaletę że był tym razem w jednym kawałku a jego wyjęcie z komory to był jeden ruch ręką. Gilzy robiłem tak by ich wewnętrzna strona miała średnicę równa średnicy największego pierścienia na pocisku (u mnie to równe 14mm) a zewnętrzną równą średnicy gilz metalowych (nieco mniejszą niż średnica komory nabojowej, na tyle by łatwo dało się patron do niej wsunąć, u mnie jest to 15,5mm ). Zrobiłem to nawijając na stalowy ciągniony pręt o średnicy 14mm 6 warstw papieru. Dzięki temu nie występuje luz pomiędzy największym pierścieniem pocisku a ściankami komory nabojowej (luz ten jest wypełniony przez papier ze ścianki gilzy) a przez to pocisk jest równie dokładnie centrowany jak przy użyciu gilz metalowych. Po strzale i otwarciu zamka w komorze widać papier. Łapie się go palcami i wyciąga. Wychodzi nieco nadpalona tulejka pęknięta z jednej strony. Najważniejsze jednak jest to że cały papier wychodzi w jednym kawałku i niczego nie trzeba wydłubywać czy wydmuchiwać. Ten rodzaj patronów wykorzystałem do dalszych prac nad amunicja do Sharpsa i zmodyfikowałem przez doklejenie w jego dennej części filcowego krążka jako elementu uszczelniającego o czym będzie dalsza część mojego postu. Jak wyglądają owe patrony które są punktem wyjścia dla dalszych prób możecie zobaczyć na zdjęciu pod przedostatnim linkiem w Mirka poście. Niestety Mirek nie umieścił zdjęcia patronów zrobionych od dna gilzy gdzie widać bibułę przyklejona w miejscu otworu zapałowego w papierowej gilzie.
Gdy już miałem przygotowane patrony z wsypanym do nich prochem, kaszą manna i osadzonym pociskiem doklejałem do nich filcowe krążki co zaraz szczegółowo opiszę.
Pracę zaczynałem od wycięcia filcowych krążków z filcu o grubości 5mm. Można do tego użyć filcu o grubości 4-6mm. Ja używałem filcu sztucznego z wkładek do butów (co widać na fotce

) bo tylko do takiego miałem dostęp. Z pewnością naturalny filc byłby lepszy ale ten też dawał radę.

Normalnie robiłem to wycinakiem z stalowej rurki ale gdzieś go posiałem a że gonił mnie czas na potrzeby zdjęć krążki wyciąłem nożyczkami. Jednakże polecam wycinak z rurki. Krążki wychodzą równiejsze idealnie okrągłe a wycinanie wycinakiem przebiega szybciej i wygodniej. Wycinak powinien mieć średnicę wewnętrzną o 0,1-0,5mm większą niż średnica wlotu komory nabojowej. U mnie jest to 15,6mm a rurka z której mam zrobiony wycinak ma średnicę wewnętrzną równą 16mm. Operację wycinania (co prawda nożyczkami) widać na zdjęciu u Mirka w poście w linku
7-ym od góry.
Kolejną operacją było wycięcie w krążku małego otworu zapałowego pozwalającego na przedostanie się iskrze ż kominka wewnętrznego do bibuły zamykającej otwór w patronie, jej przepalenie i zapalenia prochu. Tu ważne by otwór był wycięty możliwie dokładnie w środku krążka a jego średnica nie była zbyt mała ani zbyt duża. Ja wycinałem ją wycinakiem o średnicy 3mm. Operację wycinania otworu widać na zdjęciu pod linkiem
8-ym w poście Mirka.
Kolejną operacją jest impregnowanie krążka przez jego nasączanie stopiona mieszaniną 70% parafiny i 30% smalcu bez soli. By sobie to ułatwić zrobiłem sobie proste narzędzie z dekielka od puszki po farbie i filcowego krążka z "wygryzieniem". Dekielek kładę na płytkę grzejną kuchenki i podgrzewam aż stopi się porcja impregnatu położona w "wygryzieniu" i wsiąknie w filcowy krążek. Gdy nasiąknie krążek nadziewam po kolei krążki na igłę i przykładam do niego obserwując jak wsiąka w nie impregnat. Nie powinno go być zbyt dużo by krążek pozostał elastyczny i dało się go potem przykleić. Nasączanie krążka impregnatem ma na celu zabezpieczenie filcu przed działaniem wysokiej temperatury i jego stopieniem. Gdy w początkowej fazie eksperymentów używałem nieimpregnowanych krążków filcowych po otwarciu zamka okazywało się że ulegały one stopieniu a ich stopione fragmenty przylegały do czoła płytki i ścianek wlotu komory nabojowej. Były potem spore problemy z ich oderwaniem od nich. Mimo to zamek pozostał szczelny. Impregnowanie krążków pozwoliło rozwiązać ten problem. Operację nasączania krążka widać na fotce z
5-tego linku od góry w Mirka poście.
Kolejną operacją jest przyklejenie nasączonego krążka do dna papierowego patronu. Jako że filcowy krążek jest nasączony dość tłustym impregnatem by klej trzymał postanowiłem nie stosować do tego kleju do papieru lecz użyć kleju cyjanokrylowego w postaci popularnego "Super glue". Sprawdził się bardzo dobrze. Trzyma wystarczająco mocno i nic się nie odkleja. Przy tej operacji trzeba uważać by krążek był przyklejony współśrodkowo z dnem patronu. W przeciwnym razie może być problem z jego wciśnięciem do lufy. Trzeba również uważać by nie zabrudzić klejem bibułki przyklejonej w dnie patrona bo może być wówczas problem z jej przepaleniem i z zapłonem tego patrona. Rozwiązaniem jest wówczas otwarcie zamka i przebicie bibułki igłą. Operację ta widać na zdjęciu z
6-tego linka w Mirka poście.
No i na koniec zdjęcia gotowych patronów. Kryją się one pod
1; 3; i 4-tym linkiem w Mirka poście. Tak one wyglądają

Ich długość powinna być taka by po wsunięciu patrona do lufy pocisk pierwszym pierścieniem opierał się o stożek przejściowy a filcowy krążek kończył się równo z czołem tulejki lufy. No i wystarczy pokryć pociski odpowiednim smarem i już można strzelać.
Po strzale otwieramy zamek, łapiemy za filcowy krążek (pomagamy sobie w tym paznokciem lub zagiętym drucikiem) i wychodzi nam z lufy takie coś jak to na zdjęciu z linku
2-go w Mirka poście. Jak widać wyciąga się z lufy jednym ruchem ręki filcowy krążek wraz z resztkami papieru z gilzy. Co najważniejsze wyciąga się je w jednym kawałku.

By stosować tego typu patrony konieczna jest płaska płytka zamka, taka jak płytka do gilz metalowych. Jeśli zastosujemy zwykłą płytkę do gilz papierowych filcowy krążek cofnie się, wpadnie w tą wielką dziurę w płytce w okół kominka wewnętrznego, papierowa gilza pęknie w miejscu styku płytki z tuleją lufy i gazy wypłyną przez szczelinę między nimi. Poza tym owy krążek trzeba będzie z tej dziury potem wyjąć a by to zrobić trzeba wyjąć zamek z broni. Nie wykluczam że jeśli by w tą dziurę włożyć mosiężny pierścień (jak robią to niektórzy strzelający z gilz metalowych) również będzie to działać jednak nie sprawdzałem tego sposobu i nie będę się wypowiadać. Jeśli pierścień ten nie jest dobrze dopasowany do otworu w płytce może się ciężko otwierać zamek. Zdjęcie mojej płytki do tych patronów zobaczycie na zdjęciu pod ostatnim linkiem w Mirka poście. Przebarwienia na płytce pochodzą od stosowania przezemnie gilz metalowych. Za nim zacząłem stosować gilzy metalowe nie było na niej żadnych śladów. Równa błękitna oksyda. Świadczy to że użycie gilz z filcowym pierścieniem powoduje odizolowanie elementów zamka od gorących gazów prochowych a co za tym idzie brak ich erozji i konieczności wymiany gdy ulegną wypaleniu.
Na koniec pragnę podziękować Mirkowi za wstawienie linków do zdjęć. Bez jego pomocy byście ich Drodzy Koledzy nie zobaczyli. Dzięki Mirek!

Jak zawsze zapraszam wszystkich Kolegów do konstruktywnej dyskusji na ten temat i czekam na wasze opinie i komentarze.
Pozdrawiam!
